czwartek, 31 grudnia 2009

czary natury


Niezwykle pociągają mnie nasze pogańskie korzenie, magiczne dni, dyktowane rytmem natury, nieujarzmiona, wszechogarniająca tęsknota, siła drzemiąca w seksualności, w płodności. Wszystko to, czego kultura chrześcijańska każe nam się wstydzić i wyrzekać, nazywać nieczystym i złym. Dlaczego Kościół tak bardzo skupił się na "czystości"? Może dlatego, że w namiętnościach tkwi siła kobiet... I nie mówię tylko o seksualności. Bycie istotą zmysłową i namiętną to coś znacznie więcej. W ten sposob łączymy się z naturą, z pierwotną mocą, która w nas drzemie...
Kobieta pozbawiona wiary w swoją zmysłowość traci siły, staje się marionetką, pozbawioną mocy, a społeczeństwo skupia się na tym aby narzucić normy, wszystko "uczesać", ugładzić, podporządkować schematom. Schematy dla kobiet, schematy dla mężczyzn. Jedne i drugie ograniczające.

piątek, 25 grudnia 2009

Miś z pudełka

Tak się złożyło, że założyłam bloga w samym środku świąt, więc czuję się zobowiązana zacząć świątecznie - od zapachu cynamonu i pierników, smaku czekolady, aromatu kawy...



Boże Narodzenie to przede wszystkim święto dzieciństwa… Czary, magia, światło i słodkie tajemnice. Niestety, kiedy mamy kilkanaście lat, to wszystko złośliwie znika. Wierzymy, że wróci, kiedy będziemy mieli już własne domy, rodziny, łudzimy się, że wyczarujemy ten świat na nowo przy własnym kominku.
A potem biegamy po sklepach, szalejemy z porządkami, a niestety nie mamy tak jak nasze babki kilku dziewczyn w kuchni – z których jedna łuskała orzechy, druga ucierała mak, a trzecia szorowała ługiem podłogi – abyśmy same mogły w spokoju napawać się świąteczną atmosferą doglądając tylko uważnie wszystkiego. W całej gonitwie zapominamy o magii i co gorsza, odbieramy ją naszym bliskim, a zwłaszcza dzieciom. One w napięciu czekają na ten wieczór, nie odbierajmy im więc radości, wściekając się tylko dlatego, że sernik nie wyszedł lub walcząc zaciekle, kto ma tym razem umyć okna.
A przecież wystarczy tylko trochę wyobraźni… Poszperajmy w pamięci, poszukajmy tego, o czym już zapomnieliśmy, a może uda nam się wyczarować taki wieczór wigilijny jak Ingmar Bergman pokazał nam w filmie Fanny i Aleksander. Soczysty, świetlisty, kolorowy i aż duszny od zapachów.
Siedzę i przeglądam stare pudło z ozdobami choinkowymi – żabki do świeczek… Tak świeczki, a nie lampki na drucie zielonym oświetlały drzewko z mojego dzieciństwa. Dziesiątki świeczuszek o różnych kształtach i kolorach. Paliły się drobnymi płomieniami, wprawiając w drżenie powietrze, dziecięce serduszka… i babcię nerwowo zerkającą na firanki. A w pudle są jeszcze inne skarby – stare bombki w kształcie orzecha, z których do połowy już zeszła złota farba, mosiężne, miniaturowe dzwoneczki i koszyczki w kształcie serduszka, plecione z cieniutkich pasków papieru. Gdzieś na dnie stare bajki… jakich już nikt nie produkuje – takie filmy, które przy zgaszonym świetle wyświetlało się na suficie. Wszystkie dzieci leżały opatulone w koce, a dziadek przewijał obrazki klatka po klatce i czytał zaczarowane opowieści. Kolejna magia, której już nie ma, przy której bajka w telewizorze była nudą okrutną. Jest jeszcze zielony miś… pruje się trochę biedaczek i brązowe spodenki ze sztruksu ma już mocno wytarte, ale jakże ja go kochałam. Wyciągnął go z wielkiego worka gwiazdor, który przyszedł do nas w zaśnieżonych butach, siostra dostała wtedy wielką lalę, która zamykała i otwierała oczy. Lalka miała długie kręcone włosy i uśmiechała się, ukazując ząbki piękne jak sznur pereł, które moja kochana siostrzyczka już następnego dnia starannie zamalowała niebieskim długopisem…
A potem Pasterka, na którą szliśmy pieszo ośnieżoną aleją, śnieg skrzypiał pod nogami, a księżyc świecił tak mocno, że brak lamp nie doskwierał, za każdym krzakiem siedział jakiś stwór i świecąc zielonymi ślepiami, poganiał nas do szybszego marszu. Prawie biegiem wpadaliśmy na brukowany rynek pełen kolorowych światełek, gdzie już czekały kuzynki tak samo jak my podekscytowane i z takimi samymi wypiekami na twarzy… Pewnie dawniej było łatwiej o „prawdziwe” święta. Śniegu było więcej, pracy chyba trochę mniej, ale przecież każdy z nas ma gdzieś w szafie takie pudło, z którego można wyciągnąć podpowiedzi, jak cieszyć się życiem. Takim pudłem może być nasza pamięć. Podobno nic nie poprawia tak nastroju, jak myślenie o dobrych chwilach w życiu. Dla jednego to będzie moment, gdy dostał w swoje małe rączki pluszowego misia, dla innego pierwszy, choćby najbardziej nieporadny zjazd na nartach z największej górki, dla jeszcze innego buzia pełna pysznego ciastka z kremem waniliowym. Pozwólmy sobie przypomnieć, jak wygląda nasze szczęście, a wtedy wystarczy go też dla innych.