środa, 31 marca 2010

nadzieja

Strasznie patetyczne słowo. Do obrzydliwości wyświechtane. Napisałam je i już odechciało mi się pisać dalej. I ta cholerna prawda, udowodniona nawet na szczurach topionych w akwarium, że jeśli dasz mu patyk, którego się na chwilę przytrzyma, to będzie pływał kilkanaście godzin, mimo wyczerpania, licząc na to, że szansa na przeżycie pojawi się znowu. Szczur, który nie miał szansy przez kilka sekund chwycić się patyka tonie po kwadransie. Jesteśmy tacy sami… Dajcie nam odrobinę, cień nadziei, a będziemy brnąć w najtrudniejsze układy, wierząc, że to ma sens. Przeniesiemy góry, pokonamy raka, zaczarujemy miłość, zmienimy siebie, świat wokół. Ale gdy kategorycznie usłyszymy, że nie ma szansy, cała nasza siła przepada. Znika. Stajemy się słabi, nieużyteczni.
Ja poproszę chociaż o placebo :)

poniedziałek, 29 marca 2010

szlachetność

Coś, czego najbardziej mi brakuje, w moim własnym odczuciu, to szlachetność. Nawet smutek w moim wydaniu robi na mnie wrażenie czegoś pospolitego, pozbawinego dramaturgii. Niczym nie przypomina bezkresnej rozpaczy nakreślonej przez Kieślowskiego w "Niebieskim". Raczej zdaje się być czymś przyziemnym i nieszczerym. Niewartym uwagi. Mającym znaczenie tylko dla mnie samej.
Czasami chciałabym być przeźroczysta. To prawie jak znikanie. Kiedyś chciałam zniknąć. Nie udało się. Przeźroczystość wydaje się łatwiejsza. Jednak również jest nieosiągalna.
Na razie.

kawki

Dzisiaj wszystkie ponure myśli postanowiły równocześnie się zlecieć nad moją głowę i krakać niemiłosiernie. Myślę, że to zemsta tej głupiej kawki, którą pogoniłam ze swojego balkonu. Ale wkurzyła mnie. Siedzą sobie te durne kawki i srają. Człowiek okna pomyje, balkonik wypucuje, a one w ciągu jednego dnia załatwią wszystko na cacy.
Więc kiedy jedna taka usiadła i bezczelnie gapiąc się prosto w moje oczy puściła obrzydłą, ptasią srakę na balkon to miałam ochotę jej ten wredny łeb odkręcić. No i ją pogoniłam: krrraaaaaaaaaaaa!!!!!!! Wystraszyła się nieźle. A ja teraz mam za swoje. Pozbawiona wielkiej magicznej mocy kawka nie może równać się wronie, ani krukowi. Jednak to, co dla niej dostępne wykorzystuje w możliwie najwredniejszy sposób. Mam dzień z głowy. Przepadł w przekleństwach przestraszonego pierzaka.
W przyrodzie nic nie ginie :/

niedziela, 28 marca 2010

niedziela

Obudziło mnie słońce. Zegarek twierdził, że jest 8.30, ale laptop utrzymywał, że jest już zdecydowanie 9.30. Wierzę laptopowi... jednak tylko dlatego, że w nocy pilnowałam czasu. Zmienił się dokładnie o godzinie 2.00 na 3.00. W tym samym czasie czytałam nie wydaną jeszcze książkę mojego przyjaciela, która rozpoczyna się od zarejestrowania faktu zmiany czasu, ale w tej pozytywniejszej wersji, kiedy mamy godzinę więcej do swojej dyspozycji. Zupełnie gratisową godzinę, którą otrzymałam przenosząc się do świata stworzonego przez Piotra została zneutralizowała godzina, którą utrąciłam w realnym świecie. I wszystko jest w jak najlepszym porządku.
W czasie, kiedy to napisałam, słońce schowało się za chmurami, twierdząc, że tylko żartowało. Może i dobrze. Świat skąpany w słońcu jest zbyt dosłownie piękny. Kiedy jest szaro trzeba tego piękna poszukać jak w starej kobiecie. Im dłużej się patrzy, tym więcej go znajdujemy.
Ostatnio stwierdziłam, że czas na razie mnie lubi. Raczej dodaje niż odbiera. Dodaje wszystkiego – umiejętności odczuwania, dotykania, brania, dawania – kiedy tego chcę. Kiedy przekroczę granicę, za którą poczuję, że zaczynam tracić? Nie wiem… może nigdy. Popłynę do samego końca dotykają kolejnych fascynujących mnie rzeczy i dzieląc się nimi z ludźmi wokół. By potem wtopić się w świat. Stać się cząstką bakterii, lisa, pokrzywy, faceta z łysiną i dziewczynki z warkoczykami.
W moim dzieciństwie śmierć współistniała z życiem. Można było jej dotknąć. Nie była straszna. W mieście zaczęłam się jej bać. Zupełnie niepotrzebnie…

środa, 24 marca 2010

sztuczna wiosna




... dla wszystkich, którzy nie mogą się doczekać prawdziwej sfotografowalam wiosnę wykonaną przez ARTSIZE :)

sobota, 20 marca 2010

czasoumilacze

Czasoumilacze powodują, że stajemy się bardziej otwarci na bodźce z zewnątrz. Dzięki nim odkryliśmy na nowo urok słów typu: psikus, łobuziak, zuch, kocmołuch. Pozostałe słowa umknęły z mojej pamięci gdyż czasoumilacz włanie przestaje działać... Więc dopiszę je jutro :)

niedziela, 14 marca 2010

wrogie przedmioty

Grabaż w piosence "Zamknij wszystkie drzwi" śpiewa o pozornie zwykłych, lecz wrogich przedmiotach, których cienie "wchodzą Ci do łóżka, szepcząc po kątach przestają być wierne". Dzisiejszego poranka doświadczyłam zamachu na moje życie ze strony własnej suszarki, która postanowiła pluć ogniem i dymem. Na szczęcie zdążyłam rzucić ją na ziemię i wyrwać kabel z gniazdka, inaczej skończyłabym marnie.
Teraz moja była szuszarka mieszka w worku na śmieci. Wrzucę ją do kubła :( kto raz zdradził nie zasługuje na zaufanie ;)
Strzeżcie się, nawet we własnych domach ;) Nigdy nie wiadomo skąd nadejdzie atak...

sobota, 13 marca 2010

wieczorowo

Zwyczajny wieczór z butelką hiszpańskiego Gran Feudo, a właściwie z jego połową, która została mi po wczorajszym wieczorze.
Siedzę z nim sama w myśl zasady, że jedna butelka wina na troje to dobry pomysł, ale tylko pod warunkiem, że dwoje z nich nie pije ;)
Uwielbiam wino. Najbardziej czerwone i wytrawne. Wyjątek robię jedynie dla białych win alzackich, szczególnie Vendange Tardive(z winogron z późnego zbioru). Jego aromat, bogaty, pełny smak to opowieść o Alzacji przez wieki wyrywanej sobie nawzajem przez Niemcy i Francję. Mam wrażenie, że wbrew wszystkiemu Alzacja wzięła z każdego z tych dwóch narodów, to co najlepsze. Rzetelność, porządek, prostotę i otwartość niemiecką, połączyła z odrobiną francuskiej finezji, lekkości bytu i radości życia. To samo można powiedzieć o alzackich winach. Najczęściej uprawia się tam dwa szczepy: Riesling i Gewurztraminer, ponadto Muscat, Pionot Gris, a także Pinot Blanc – ważny składnik alzackich win musujących.
Gewurztraminer wymagający chłodnego klimatu daje wina o lekko różanym aromacie, eleganckie, pełne, soczyste, miodowe, lekko korzenne, intensywne pod każdym względem, nasycone w kolorze. Jest to jednocześnie wino niezwykle kapryśne, łatwo traci kwasowość, więc wymaga rzetelnej, „niemieckiej” ręki ;)
Alzackie wina, tak niedoceniane w Polsce oferują nam wiele niespodzianek. Przeciez poza Vendange Tardive i Sélection de Grains Nobles (z winogron z późnego zbioru, dotkniętych szlachetną pleśnią) jest jeszcze Crémant d'Alsace – wino musujące tak dobre, że Francuzi wypijają je właściwie sami, eksportując zaledwie 10% całej produkcji, a my płacimy fortunę za Dom Perignon, Veuve Clicqout czy Moet&Chandon, które zainwestowały fortunę… w reklamę.

środa, 10 marca 2010

pozytywnie wbrew pozorom

Samość
Jestem sama ze wszystkim
z pustym pokojem
z czwartą nad ranem
z kubkiem herbaty
nigdy nie byłam

poniedziałek, 8 marca 2010

do lasu czas...

Zatęskniło mi się. Czas do lasu. Czuję jak przyrastam do krzesła. A na zdjęciach wilki z wielkopolski... Dawno to było.


sobota, 6 marca 2010

kolodion

Praca zbiorowa, autorów i aktorów kilku - czyli bawimy się na łódzkiej filmówce. Tym razem: Jan Wajszczuk jako Adolf Hitler, Krzyś Miller jako Osama bin Laden oraz Natalia Massin jako Bokassa... c.d.n.

bajka bez obrazka

Było sobie dziecko, które urodziło się w nie-swojej rodzinie. Jego matka nie wiedziała kim jest, sądziła, że zwykłym dzieckiem, które dał jej los i złościła się, że ono jest jakieś inne, że nie rozumie świata wokół, co gorsze, tworzy swój własny. Zdezorientowana nie powiedziała mu, co jest w życiu ważne, to znaczy powiedziała... ale to były słowa dla kogoś zupełnie innego i na nic się zdały, a właściwie stały się jeszcze dodatkową przeszkodą.
Jeśli człowiek nie wie kim jest, to zaczyna życie od sprawdzania kim NIE JEST. Wchodzi w różne role, tylko po to, aby po raz kolejny przekonać się, że to nie jego życie. Jest to proces bolesny, pochłaniający strasznie dużo czasu i energii, ale konieczny do tego, aby zacząć żyć NAPRAWDĘ. I warto to zrobić, nawet jeśli ma się już całkiem sporo lat. Chyba nigdy nie jest za późno... dopóki żyjemy ;)

piątek, 5 marca 2010

coffee

Dzisiaj pierwszą kawę wypiłam o godzinie JEDENASTEJ, po trzech wcześniejszych próbach. W pierwszej kawie - w domu zwarzyło się mleko, druga (też w domu, lecz już bez mleka) ŚMIERDZIAŁA detergentami, gdyż zmywarka postanowiła oszukiwać w kwestii płukania :/
Pełna nadziei pojechałam na spotkanie do mojego ulubionego klienta, gdzie zawsze dostaję obłędną kawę z pianką z super-ekspresu. I cóż mnie spotkało? Zepsuł się ekspress!!! Robi to chyba raz na rok i właśnie dzisiaj musiał być ten jeden dzień!!!
Na pocieszenie przypomniała mi się taka miła reklama, którą robiliśmy w grudniu... Dymek nad kawą jest autentyczny. A galeria handlowa mieści się w kilku połączonych kamienicach przy starym rynku... Sama przyjemność. Polecam!

poniedziałek, 1 marca 2010

do przemyślenia... ;)

Świnki to całkiem miłe zwierzaki... niestety. W dodatku bardzo radosne, bynajmniej do czasu... Fotografowałam je z prawdziwą przyjemnością. Reszta zrobiła się sama. Przepraszam wszystkich kochanych mięsożerców :)