poniedziałek, 29 listopada 2010

Polichromia


Wydana przez moje TimeMachine "Polichromia" Joanny Jodełki została uhonorowana Nagrodą Wielkiego Kalibru! Znamienite jury w składzie: Witold Bereś, Piort Bratkowski, Paweł Dunin-Wąsowicz, Marcin Maruta, Marta Mizuro, Zbigniew Mikołejko oraz Janina Paradowska uznali "Polichromię" za najlepszy kryminał wydany w ubiegłym roku!!!

Dużo więcej na stronach festiwalu!

niedziela, 8 sierpnia 2010

świat

mój świat dzieli się na:
a. rzeczy, które można sfotografować
b. rzeczy, które można zjeść
c. facetów :)
Natomiast faceci dzielą się na takich, których można sfotografować i zjeść, oraz na takich... z którymi nie da się zrobić żadnej z tych rzeczy ;)

sobota, 26 czerwca 2010

było sobie kino

Jest w Poznaniu miasto w mieście - Śródka, a tam taki trochę zapomniany świat. Było tam kino. Dziwne, przedpotopowe. Od kilku tygodni już go tam nie ma. Pojawi się pewnie gdzie indziej. Kto ma ochotę - niech szuka...



A to jeden z ostatnich seansów, ciemno wszędzie, jak to w kinie.





czwartek, 24 czerwca 2010

pan puszka

Moja przyjaciółka mieszka w uroczym miejscu.
Peryferia Poznania - balkon, wielkie okna, las, ptaszki itp.
Pewnego sobotniego poranka budzi ją miarowy łomot.
Dźwięk upadającej puszki....... i pllllaaaaask - dźwięk miażdżonej puszki.
I tak przez pół godziny. Nie wytrzymuje i drze się przez okno;
- paaaaanieee, nie możesz pan później tych puszek sobie gnieść!!!
Pan Puszka wytrzeszcza ze ździwienia oczy:
- pani......... ale przecie później to już nic nie będzie - inni mi wszystko wybiorą.
- no ale panie - jest sobota rano, szósta kurwa trzydzieści, pospałoby się!
- no ale co ja pani poradzę...? drapie się Pan Puszka po głowie...

Niedziela rano.
Koleżanka budzi się o 7 i nerwowo nasłuchuje.
Cisza, tylko jakieś szmery. Leży, przeciąga się.
Nic. Miła cisza. Nagle rozlega się nieziemski łomot.
Zrywa się podbiega do okna.
Pan Puszka rozłożył wszystkie znalezione puszki i gniecie je skacząc po nich z ogromnym zaangażowaniem.
- no panie!!! to znowu, cholera jasna, pan!!!
- no pani...... ale co źle? nie lepszy taki krótki hałas? zawsze źle!!! jak człowiek by nie zrobił, to i tak zawsze jest źle....

No i tak już zostało - Pan Puszka buszuje w śmietniku, przyjaciółka walczy z nerwicą...

A na Wildzie mieszka Pan Harmoszka... zaczyna swój sobotni koncert o 6 raniutko, kiedy to rozkładają sie stragany z warzywami. Przy Starym Rynku mieszka Pani Tamburinka...
Od koloru do wyboru - wesoło... ale znam takich co na wiatrówkę zbierają ;)

wtorek, 22 czerwca 2010

sobota, 12 czerwca 2010

miejsce

następne moje miejsce nie będzie już tylko przystankiem
będzie domem, będzie miało okna otwarte na dachy miasta
będzie szumem, światłem, wiatrem i spokojem
będzie jasne i przestrzenne, szczere i przyjazne
dla myśli, które we mnie się budzą i mówią mi kim jestem
jeszcze trochę... jeszcze... wystarczy jeszcze raz
zebrać wszystkie siły

piątek, 4 czerwca 2010

irytacja

Właśnie zauważyłam, że niezmiernie irytuje mnie slowo MELOMAN.
Nie znam bardziej zakurzonego słowa. Nie jest współczesne, ani też nie jest archaiczne. Jest zakurzone. Jak strasznie brzydka rzecz, która stoi na półce i nikt jej nie używa.
Jednak słowo to jest używane i to dość często. Ku mojej wielkiej irytacji.

dalej

co dalej? życie dla siebie...
posiadanie na wyłączność
poranków, wieczorów i nocy...
może dzięki temu powstaną obrazy
jeden po drugim - tak jak wczoraj
każdy kolejny lepszy od poprzedniego
podoba mi się ta myśl

niedziela, 23 maja 2010

konkurs w Zaciszu

Magdalena prowadząca literacki blog Zacisze Wyśnione ogłosiła konkurs kryminalny. Wygrać można książkę Polichromia autorstwa Joanny Jodełki wydaną przez TimeMachine w ubieglym roku. Jej akcja dzieje się w Poznaniu. Na Sołaczu w tajemniczych okolicznościach ginie starszy człowiek. Zwłoki zostały ułożone w dziwny sposób i opatrzone łacińską sentencją... Zaczyna się tajemniczo, a dalej jest tylko lepiej ;) Polecam.
Na zdjęciu autorka książki - Joanna Jodełka.

środa, 19 maja 2010

cel

Aby uzyskać spokój, czasami trzeba pobyć samemu
czasami musi to nawet dość długo potrwać...
Tylko spokój i samotność pozwalają zobaczyć
czego się w życiu chce.

Wcześniej... wcześniej jednak warto dotknąć...
dotknąć wszystkiego co się da.
Bez poznania nie ma zrozumienia.

czwartek, 13 maja 2010

kawałek jesieni

Chyba pogoda za oknem tak mnie nastroiła. Wiosna oszukuje tego roku haniebnie. Wszystko znów się zacznie od lata.



poniedziałek, 10 maja 2010

Slow Photo po wernisażu

Ruszył Łódzki Festiwal Filmowy 2010, a przy okazji nasza wystawa. No i napisali o nas w łódzkiej "Gazecie Wyborczej":
"Fala" składa się z dwóch części. Oprócz wystawy zbiorowej studentów Szkoły Filmowej znalazł się na niej także cykl dziewięciu fotografii wykonanych przez grupę Slow Photo. Opowiada o tyranach i totalitaryzmie; członkowie grupy występują tu jako autorzy prac i modele. Jednym z nich jest Krzysztof Miller, wybitny fotoreporter "Gazety". - Magia tej techniki polega na tym, że żaden kolodion nie rozlewa się tak samo. Każda fotografia powstaje tylko w jednej odbitce, jest unikalna. To zaprzeczenie fotografii współczesnej, komórkowej, produkcyjnej. Stąd nazwa naszej grupy - nawiązujemy nią do ruchu Slow Food."
Cały artykuł TUTAJ




piątek, 7 maja 2010

na uspokojenie

Na uspokojenie. Głównie samej siebie. Jak się uspokoję, to wrzucę coś energetycznego... uffff...........

wtorek, 4 maja 2010

kolodion - wystawa nr 2

Projekt kolodionowy "Totalitaryzmy" naszej grupy SLOWPHOTO wystawiony zostanie w łódzkim Muzeum Kinematografii w ramach Fotofestiwalu Łódź 2010. Serdecznie zapraszam :)

środa, 28 kwietnia 2010

wtorek, 20 kwietnia 2010

poranek

Poranki mają to do siebie, że słońce świeci bardzo ostro, jasno i prosto w oczy. Na skutek tego, pomimo wszechobecnej jasności, zupełnie niczego nie można zobaczyć.
Co zrobić, jeśli poranek trwa zbyt długo? Nie dzień, dwa, lecz znacznie dłużej. Przeciąga się nieprzyzwoicie, trwa...

czwartek, 15 kwietnia 2010

słowa

nagle wiersze bolą
to chyba dobrze
po to w końcu są
by poczuć

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Nikiszowiec

cisza

za wiele hałasu
zbyt mało ciszy
lepiej nie dokładać słów

piątek, 9 kwietnia 2010

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

różnica, niekoniecznie serio

gdybym była z kobietą
wolałabym dotykać ją
gdybym była z mężczyną
wolałabym aby on dotykał mnie

théoriquement
bien sure

piątek, 2 kwietnia 2010

rozciąganie czasu

Zastanawiałam się ostatnio za co kocham włóczęgostwo. Już wiem. Poza tym, że pozwala dotykać wciąż nowych rzeczy to rozciąga czas. Po prostu niesamowicie. Wczoraj o świcie wsiadłam do mojego kanciaka, po kilku godzinach zanurzyłam się w innym świecie. Zjazd z głównej drogi, rozproszone światło i nagle wkraczam w inny wymiar, inne tempo życia, otaczają mnie inni ludzie. Mija czas, którego nie czuję, klatka po klatce próbuję ukraść dla siebie kawałek rzeczywistości której nie znałam. Zapachy, kurz, rozmowy, cienie, biegające psy, okienne koty, gorący chleb. Dolny Śląsk.
Potem zmęczenie, piekące usta, zimna woda ze schowka i znów droga. Łódź, przepastne fotele, muzyka w której dobrze się schować, zwolnienie tempa, zwiększenie tętna, zapach włosów. Zamknięte oczy. Sen. I skrzypiąca podłoga. Kocham dźwięk skrzypiącej podłogi. By tego słuchać zrezygnuję ze snu. Zawsze.
I powrót. Zniecierpliwienie do samej siebie, które po chwili rozpływa się w błogości, zupełnie już nieużyteczne.
Dwa dni. Zapachów wystarczyłoby na tydzień, a mi ciągle mało.

środa, 31 marca 2010

nadzieja

Strasznie patetyczne słowo. Do obrzydliwości wyświechtane. Napisałam je i już odechciało mi się pisać dalej. I ta cholerna prawda, udowodniona nawet na szczurach topionych w akwarium, że jeśli dasz mu patyk, którego się na chwilę przytrzyma, to będzie pływał kilkanaście godzin, mimo wyczerpania, licząc na to, że szansa na przeżycie pojawi się znowu. Szczur, który nie miał szansy przez kilka sekund chwycić się patyka tonie po kwadransie. Jesteśmy tacy sami… Dajcie nam odrobinę, cień nadziei, a będziemy brnąć w najtrudniejsze układy, wierząc, że to ma sens. Przeniesiemy góry, pokonamy raka, zaczarujemy miłość, zmienimy siebie, świat wokół. Ale gdy kategorycznie usłyszymy, że nie ma szansy, cała nasza siła przepada. Znika. Stajemy się słabi, nieużyteczni.
Ja poproszę chociaż o placebo :)

poniedziałek, 29 marca 2010

szlachetność

Coś, czego najbardziej mi brakuje, w moim własnym odczuciu, to szlachetność. Nawet smutek w moim wydaniu robi na mnie wrażenie czegoś pospolitego, pozbawinego dramaturgii. Niczym nie przypomina bezkresnej rozpaczy nakreślonej przez Kieślowskiego w "Niebieskim". Raczej zdaje się być czymś przyziemnym i nieszczerym. Niewartym uwagi. Mającym znaczenie tylko dla mnie samej.
Czasami chciałabym być przeźroczysta. To prawie jak znikanie. Kiedyś chciałam zniknąć. Nie udało się. Przeźroczystość wydaje się łatwiejsza. Jednak również jest nieosiągalna.
Na razie.

kawki

Dzisiaj wszystkie ponure myśli postanowiły równocześnie się zlecieć nad moją głowę i krakać niemiłosiernie. Myślę, że to zemsta tej głupiej kawki, którą pogoniłam ze swojego balkonu. Ale wkurzyła mnie. Siedzą sobie te durne kawki i srają. Człowiek okna pomyje, balkonik wypucuje, a one w ciągu jednego dnia załatwią wszystko na cacy.
Więc kiedy jedna taka usiadła i bezczelnie gapiąc się prosto w moje oczy puściła obrzydłą, ptasią srakę na balkon to miałam ochotę jej ten wredny łeb odkręcić. No i ją pogoniłam: krrraaaaaaaaaaaa!!!!!!! Wystraszyła się nieźle. A ja teraz mam za swoje. Pozbawiona wielkiej magicznej mocy kawka nie może równać się wronie, ani krukowi. Jednak to, co dla niej dostępne wykorzystuje w możliwie najwredniejszy sposób. Mam dzień z głowy. Przepadł w przekleństwach przestraszonego pierzaka.
W przyrodzie nic nie ginie :/

niedziela, 28 marca 2010

niedziela

Obudziło mnie słońce. Zegarek twierdził, że jest 8.30, ale laptop utrzymywał, że jest już zdecydowanie 9.30. Wierzę laptopowi... jednak tylko dlatego, że w nocy pilnowałam czasu. Zmienił się dokładnie o godzinie 2.00 na 3.00. W tym samym czasie czytałam nie wydaną jeszcze książkę mojego przyjaciela, która rozpoczyna się od zarejestrowania faktu zmiany czasu, ale w tej pozytywniejszej wersji, kiedy mamy godzinę więcej do swojej dyspozycji. Zupełnie gratisową godzinę, którą otrzymałam przenosząc się do świata stworzonego przez Piotra została zneutralizowała godzina, którą utrąciłam w realnym świecie. I wszystko jest w jak najlepszym porządku.
W czasie, kiedy to napisałam, słońce schowało się za chmurami, twierdząc, że tylko żartowało. Może i dobrze. Świat skąpany w słońcu jest zbyt dosłownie piękny. Kiedy jest szaro trzeba tego piękna poszukać jak w starej kobiecie. Im dłużej się patrzy, tym więcej go znajdujemy.
Ostatnio stwierdziłam, że czas na razie mnie lubi. Raczej dodaje niż odbiera. Dodaje wszystkiego – umiejętności odczuwania, dotykania, brania, dawania – kiedy tego chcę. Kiedy przekroczę granicę, za którą poczuję, że zaczynam tracić? Nie wiem… może nigdy. Popłynę do samego końca dotykają kolejnych fascynujących mnie rzeczy i dzieląc się nimi z ludźmi wokół. By potem wtopić się w świat. Stać się cząstką bakterii, lisa, pokrzywy, faceta z łysiną i dziewczynki z warkoczykami.
W moim dzieciństwie śmierć współistniała z życiem. Można było jej dotknąć. Nie była straszna. W mieście zaczęłam się jej bać. Zupełnie niepotrzebnie…

środa, 24 marca 2010

sztuczna wiosna




... dla wszystkich, którzy nie mogą się doczekać prawdziwej sfotografowalam wiosnę wykonaną przez ARTSIZE :)

sobota, 20 marca 2010

czasoumilacze

Czasoumilacze powodują, że stajemy się bardziej otwarci na bodźce z zewnątrz. Dzięki nim odkryliśmy na nowo urok słów typu: psikus, łobuziak, zuch, kocmołuch. Pozostałe słowa umknęły z mojej pamięci gdyż czasoumilacz włanie przestaje działać... Więc dopiszę je jutro :)

niedziela, 14 marca 2010

wrogie przedmioty

Grabaż w piosence "Zamknij wszystkie drzwi" śpiewa o pozornie zwykłych, lecz wrogich przedmiotach, których cienie "wchodzą Ci do łóżka, szepcząc po kątach przestają być wierne". Dzisiejszego poranka doświadczyłam zamachu na moje życie ze strony własnej suszarki, która postanowiła pluć ogniem i dymem. Na szczęcie zdążyłam rzucić ją na ziemię i wyrwać kabel z gniazdka, inaczej skończyłabym marnie.
Teraz moja była szuszarka mieszka w worku na śmieci. Wrzucę ją do kubła :( kto raz zdradził nie zasługuje na zaufanie ;)
Strzeżcie się, nawet we własnych domach ;) Nigdy nie wiadomo skąd nadejdzie atak...

sobota, 13 marca 2010

wieczorowo

Zwyczajny wieczór z butelką hiszpańskiego Gran Feudo, a właściwie z jego połową, która została mi po wczorajszym wieczorze.
Siedzę z nim sama w myśl zasady, że jedna butelka wina na troje to dobry pomysł, ale tylko pod warunkiem, że dwoje z nich nie pije ;)
Uwielbiam wino. Najbardziej czerwone i wytrawne. Wyjątek robię jedynie dla białych win alzackich, szczególnie Vendange Tardive(z winogron z późnego zbioru). Jego aromat, bogaty, pełny smak to opowieść o Alzacji przez wieki wyrywanej sobie nawzajem przez Niemcy i Francję. Mam wrażenie, że wbrew wszystkiemu Alzacja wzięła z każdego z tych dwóch narodów, to co najlepsze. Rzetelność, porządek, prostotę i otwartość niemiecką, połączyła z odrobiną francuskiej finezji, lekkości bytu i radości życia. To samo można powiedzieć o alzackich winach. Najczęściej uprawia się tam dwa szczepy: Riesling i Gewurztraminer, ponadto Muscat, Pionot Gris, a także Pinot Blanc – ważny składnik alzackich win musujących.
Gewurztraminer wymagający chłodnego klimatu daje wina o lekko różanym aromacie, eleganckie, pełne, soczyste, miodowe, lekko korzenne, intensywne pod każdym względem, nasycone w kolorze. Jest to jednocześnie wino niezwykle kapryśne, łatwo traci kwasowość, więc wymaga rzetelnej, „niemieckiej” ręki ;)
Alzackie wina, tak niedoceniane w Polsce oferują nam wiele niespodzianek. Przeciez poza Vendange Tardive i Sélection de Grains Nobles (z winogron z późnego zbioru, dotkniętych szlachetną pleśnią) jest jeszcze Crémant d'Alsace – wino musujące tak dobre, że Francuzi wypijają je właściwie sami, eksportując zaledwie 10% całej produkcji, a my płacimy fortunę za Dom Perignon, Veuve Clicqout czy Moet&Chandon, które zainwestowały fortunę… w reklamę.

środa, 10 marca 2010

pozytywnie wbrew pozorom

Samość
Jestem sama ze wszystkim
z pustym pokojem
z czwartą nad ranem
z kubkiem herbaty
nigdy nie byłam

poniedziałek, 8 marca 2010

do lasu czas...

Zatęskniło mi się. Czas do lasu. Czuję jak przyrastam do krzesła. A na zdjęciach wilki z wielkopolski... Dawno to było.


sobota, 6 marca 2010

kolodion

Praca zbiorowa, autorów i aktorów kilku - czyli bawimy się na łódzkiej filmówce. Tym razem: Jan Wajszczuk jako Adolf Hitler, Krzyś Miller jako Osama bin Laden oraz Natalia Massin jako Bokassa... c.d.n.

bajka bez obrazka

Było sobie dziecko, które urodziło się w nie-swojej rodzinie. Jego matka nie wiedziała kim jest, sądziła, że zwykłym dzieckiem, które dał jej los i złościła się, że ono jest jakieś inne, że nie rozumie świata wokół, co gorsze, tworzy swój własny. Zdezorientowana nie powiedziała mu, co jest w życiu ważne, to znaczy powiedziała... ale to były słowa dla kogoś zupełnie innego i na nic się zdały, a właściwie stały się jeszcze dodatkową przeszkodą.
Jeśli człowiek nie wie kim jest, to zaczyna życie od sprawdzania kim NIE JEST. Wchodzi w różne role, tylko po to, aby po raz kolejny przekonać się, że to nie jego życie. Jest to proces bolesny, pochłaniający strasznie dużo czasu i energii, ale konieczny do tego, aby zacząć żyć NAPRAWDĘ. I warto to zrobić, nawet jeśli ma się już całkiem sporo lat. Chyba nigdy nie jest za późno... dopóki żyjemy ;)

piątek, 5 marca 2010

coffee

Dzisiaj pierwszą kawę wypiłam o godzinie JEDENASTEJ, po trzech wcześniejszych próbach. W pierwszej kawie - w domu zwarzyło się mleko, druga (też w domu, lecz już bez mleka) ŚMIERDZIAŁA detergentami, gdyż zmywarka postanowiła oszukiwać w kwestii płukania :/
Pełna nadziei pojechałam na spotkanie do mojego ulubionego klienta, gdzie zawsze dostaję obłędną kawę z pianką z super-ekspresu. I cóż mnie spotkało? Zepsuł się ekspress!!! Robi to chyba raz na rok i właśnie dzisiaj musiał być ten jeden dzień!!!
Na pocieszenie przypomniała mi się taka miła reklama, którą robiliśmy w grudniu... Dymek nad kawą jest autentyczny. A galeria handlowa mieści się w kilku połączonych kamienicach przy starym rynku... Sama przyjemność. Polecam!

poniedziałek, 1 marca 2010

do przemyślenia... ;)

Świnki to całkiem miłe zwierzaki... niestety. W dodatku bardzo radosne, bynajmniej do czasu... Fotografowałam je z prawdziwą przyjemnością. Reszta zrobiła się sama. Przepraszam wszystkich kochanych mięsożerców :)


piątek, 12 lutego 2010

nastrój kanapowy

Przypomniał mi się Bursztynowy Pałac... Rok temu, o tej porze robiliśmy tam zdjęcia do wielkanocnego numeru "Kuchni". Idealne miejce by się schować przed światem. A jeśli ktoś ma nieco bujniejszą wyobraźnię, to bez większego trudu poczuje się tam jak w kryminałach Agaty Christie. Nastrojowe wnętrza, półmrok, zapadziste fotele i kanapy, liczne zakamarki...

czwartek, 11 lutego 2010

dialog

Pojechałam na giełdę kwiatową, oglądam papiery....
Mają stanowić tło fotograficzne :)

Podchodzi Pani:
p: co podać!?
ja: na razie oglądam, coś wybiorę...
p: tu ma takie ładne, we wzorki!
ja: nie, nie... chciałam gładki papier
p: We wzorki ładniejsze!!! No ale jak chce gładki to też jest.
ja: to ja ten czerwony...... o pognieciony, niestety
p: tu ma przezcież nie pognieciony!!! nie widzi?!!!
ja: o dziękuję.... i jeszcze zielony bym chciała
p: NIE MA!!! oliwkowy jest !!!
ja: nie... oliwka nie...
p: oliwkowy też ładny!!!
ja: ale mi nie pasuje...
p: niech bierze oliwkowy!!! prawie jak zielony!

poniedziałek, 1 lutego 2010

perfumy

Kiedyś pewien mężczyzna powiedział mi, że kobieta nigdy nie powinna zdradzać jakich używa perfum... Coś zawsze powinno pozostać owiane tajemnicą. Myślę, że dużo więcej niż tylko perfumy. Kobieta jest interesująca dopóki ma swój świat. Taki, do którego nikt nie ma dostępu. Co najwyżej, ktoś bardzo bliski, może tam zerknąć przez chwilę, ale i tak wszystkiego nie zobaczy ;)


sobota, 30 stycznia 2010

Krzysztof Miller & kolodion

Krzysztof Miller to wybitny (zabije mnie za to patetyczne słowo, no ale jak mam napisać, skoro to prawda) fotoreporter od 20 lat związany z "Gazetą Wyborczą". Poza wydarzeniami w Polsce, fotografuje konflikty zbrojne na całym świecie, podróżując często z Wojciechem Jagielskim. W ubiegłym roku w Zachęcie z okazji 20-lecia "Gazety", zorganizowana została wystawa prezentująca zdarzenia zarejestrowane przez reporterów w ciągu dwóch dekad... Krzysztof zdecydował się swoje prace pokazać w postaci reprodukcji kolodionowych. Zdjecia, które zamieścilam są oczywiście autorstwa Krzysztofa Millera. Ja i Piotr Walichnowski mieliśmy jedynie okazję wsadzić łapy do mokrego kolodionu, nawdychać się eteru i w ten sposob przyczynić się do ich odtworzenia na szklanych płytach... zupełnie jak 1851 roku, kiedy ta technika powstała :) Więcej można przeczytać na blogu Beaty Łyżwy-Sokół "Ćwiczenia z patrzenia". Serdecznie polecam, nie tylko z powodu tego tematu - autorka generalnie bardzo ciekawie pisze o fotografii, wnikliwie obserwjąc co się dzieje w galeriach, prasie i nie tylko... (http://cwiczeniazpatrzenia.blox.pl/2009/05/Swieto-fotografii-reporterskiej-w-Zachecie.html#ListaKomentarzy)