piątek, 2 kwietnia 2010

rozciąganie czasu

Zastanawiałam się ostatnio za co kocham włóczęgostwo. Już wiem. Poza tym, że pozwala dotykać wciąż nowych rzeczy to rozciąga czas. Po prostu niesamowicie. Wczoraj o świcie wsiadłam do mojego kanciaka, po kilku godzinach zanurzyłam się w innym świecie. Zjazd z głównej drogi, rozproszone światło i nagle wkraczam w inny wymiar, inne tempo życia, otaczają mnie inni ludzie. Mija czas, którego nie czuję, klatka po klatce próbuję ukraść dla siebie kawałek rzeczywistości której nie znałam. Zapachy, kurz, rozmowy, cienie, biegające psy, okienne koty, gorący chleb. Dolny Śląsk.
Potem zmęczenie, piekące usta, zimna woda ze schowka i znów droga. Łódź, przepastne fotele, muzyka w której dobrze się schować, zwolnienie tempa, zwiększenie tętna, zapach włosów. Zamknięte oczy. Sen. I skrzypiąca podłoga. Kocham dźwięk skrzypiącej podłogi. By tego słuchać zrezygnuję ze snu. Zawsze.
I powrót. Zniecierpliwienie do samej siebie, które po chwili rozpływa się w błogości, zupełnie już nieużyteczne.
Dwa dni. Zapachów wystarczyłoby na tydzień, a mi ciągle mało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz